2011-07-09

Marzenia o przyszłości

Gdybym potrafił, na pewno doceniłbym to kim jestem.

Gdybym był dzieckiem, wujek Dawid z pewnością by mi imponował. Widziałbym w nim kogoś, kim chciałbym zostać w przyszłości. Zna się na wielu rzeczach, widział już nie jedno w swym wujkowym życiu. Ktoś silny komu można zaufać, przytulić się gdy przestraszę się czegoś nieznanego, co budzi grozę. Samo przebywanie z nim stanowiłoby inspirację i radością byłoby spędzić z nim dzień.

Kiedy byłem dzieckiem, przeczuwałem że nie będę odstawał od moich idoli: wujków, rodziców, postaci z opowieści i telewizji, tych którzy dali poznać mi się bliżej, co byli starsi i bardziej doświadczeni. Wypływało z nich coś co przyciągało, mimo swoich nadprzyrodznych zdolności, tak bardzo zwracali na mnie uwagę. Dzielili się spostrzeżeniami, pomagali, uśmiechali się.

Bo być człowiekiem to rzecz szlachetna i nie byle co, a dzieci o tym wiedzą. Aż śmiesznie pomyśleć ze bywamy tacy zalęknieni. Może w tym nasza siła?


Czym więc się przejmować, czym smucić?  Według wizji św. Faustyny (i nie tylko), niebo to miejsce gdzie zbawieni siedzą i przez wieczne czasy adoroują nieskażonego Boga. My natomiast żyjemy tu jako ludzie, wszystko kręci się wokół nas, adorują nas trawy, lasy, zwierzęta, dzieci chwalą dorosłych. Dorośli? Oni już chyba nie mają kogo adorować, być może Fastyna chciała nam przyjść z pomocą taką wizją. Nie wiem. W Zoo mojego świata, mistycy chrześcijanścy mają swoją, obszerną ale jednak klatkę, lubię się im przyglądać, ale nigdy nie wypuszczam ich na wolność.

Pytanie, czemu dochodząc, do niezwykłego aż poziomu ewolucji ludzie nie potrafią się cieszyć z tego co mają. Ja tak czy inaczej na coś czekam. Czuję w sobie stan czegoś co jakby rośnie, idzie dokądś. To wychwalana przez biblistę nadzieja. Może coś umiera i stąd ten ból? We mnie i wielu ludzi naszych czasów, dzieci bowiem cały czas uśmiechnięte. Aż cieszę się że spotkam się niedługo ze swoimi kuzynkami.

Na zakończenie raz jeszcze ciocia Madonna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz